Recenzja gry Xbox Series X

Outriders (2021)
Maciej Kosmala
Mateusz Łasowski
Monika Węgiel

Z ołowiem raz!

Czasy się zmieniają, ale ludzie podobno nie. I jeśli spojrzeć na przebieg niezbyt skomplikowanej fabuły niezbyt skomplikowanej gry od People Can Fly, to mamy koronny dowód na to, że nie potrafimy
"Outriders" - recenzja
Czasy się zmieniają, ale ludzie podobno nie. I jeśli spojrzeć na przebieg niezbyt skomplikowanej fabuły niezbyt skomplikowanej gry od People Can Fly, to mamy koronny dowód na to, że nie potrafimy przestać się żreć nawet na zgliszczach świata. Ale może za bardzo wybiegam myślami naprzód, bo przecież u fundamentu historii "Outriders" leży nadzieja na to, że uda się skolonizować planetę Enoch, leżącą gdzieś hen daleko pośród gwiazd, świeżutką i nieskalaną jeszcze dotykiem tłustego, przemysłowego palucha. Tam też trafia nasz gieroj (imię, płeć, kolor skóry i detale wyglądu wybieramy dowolnie) razem z zespołem mającym zająć się przygotowaniem gościnnego łona tej swoistej drugiej Ziemi na przyjęcie kolejnych pokoleń ludzi.



I tu zaczynają się schody, bo prócz nieprzyjaznej flory i fauny, na Enochu szaleją anomalie pogodowe, które dziesiątkują nowo przybyłych. Zaczyna się festiwal wzajemnych oskarżeń i próba rozładowania konfliktu między wrażymi frakcjami przy pomocy spluwy. Niestety, nasz bohater (lub bohaterka; będę trzymał się rodzaju męskiego, bo grałem facetem) otrzymuje poważne rany i zostaje zamrożony na przeszło trzydzieści lat. Po przebudzeniu jego oczom okazuje się cudownie zdezorganizowany świat, w którym cywilizacja nowej ery zdążyła podzielić się na rozmaite grupy, obozy i plemiona, a wszyscy kumple się zestarzeli. Oczywiście celem Bartka, bo tak wymyślnie ochrzciłem swojego żołnierza, będzie realizacja założeń pierwotnej misji Ziemian.



Zanim ktoś krzyknie z oburzeniem, czemu tyle miejsce poświęcam fabule, skoro mowa o looter shooterze, gdzie za znaki interpunkcyjne robią wystrzały z karabinu, już tłumaczę, że byłem zaskoczony, jak dobrze skonstruowano tu kampanię na jednego gracza. Jasne, jest dość sztampowo i postacie wycięto z hollywoodzkiego kartonu, uprzednio gryzmoląc im teksty, które słyszeliśmy po stokroć, ale wszystko działa jak należy. "Outriders" opowiedziano sprawnie i efektownie i już zwiastun gry, ładnie zmontowany pod efektowną muzykę i okraszony głosem z offu obwieszczającym, z czym przyjdzie nam się mierzyć, wiarygodnie oddaje klimat rozgrywki.



A ta jest dynamiczna, głośna, z zamaszyście napisanym scenariuszem i bluzgami cedzonymi przez zęby przez twarde babki i twardych gości. Powiem więcej, bez owej fabuły nie znalazłbym chyba chęci, żeby chodzić od kill roomu do kill roomu i kosić tabuny nieprzyjaciół. Bo mniej więcej na tym zasadza się cały gameplay. Znajdź kogoś, odszukaj coś, rozwal coś, ale zanim dotrzesz do wyznaczonego punktu, zatrzymaj się na chwilę, zadumaj i poświęć się refleksji nad jatką, jakiej zaraz dokonasz. Może nie odkrywam tutaj Ameryki dla tych, którzy są z gatunkiem dobrze obeznani, ale świat "Outriders" nie kryje niczego poza ścieżkami prowadzącymi na kolejne areny z porozstawianymi nań osłonami, gdzie prujemy do wszystkiego, co się rusza, aż nie będzie ruszało się nic. Minuta biegu i repeta. Minuta biegu i repeta. Aż do samego końca rzeczonej kampanii.



Na tym gra się bynajmniej nie kończy — zapowiedzi mówiły o trzydziestu godzinach, chociaż ja uporałem się z grą znacznie szybciej. Fakt faktem, że całkiem odpuściłem sobie zadania poboczne – bo po zaliczeniu kompletu misji dla jednego gracza odblokowujemy tryb przeznaczony dla kilku, czyli Ekspedycje. Tam, razem z towarzyszami i towarzyszkami, musimy wypełnić określone wymagania, żeby uzyskać dostęp do finału, ale rozgrywki multiplayer nigdy nie były moją mocną stroną, stąd nie powiem, czy jest on satysfakcjonujący. Słowem, choć z natury rzeczy "Outriders" skrojone jest do rozgrywki sieciowej, byłem, powtórzę, zaskoczony, jak dużo może tu znaleźć dla siebie single player. Powiedziałbym, że "Outriders" to ekwiwalent bombastycznego blockbustera, który może nie mówi nic mądrego, ale daje nie lada frajdę.



Mózgownicą trzeba tutaj ruszyć tylko wtedy, gdy chcemy jak najefektywniej wykorzystać zgromadzone żelastwo, żeby ze sobą hulało jak najlepiej ku uciesze naszych statystyk, czyli kombinujemy, które atuty danej broni będą pasowały do noszonego przez nas pancerza i modyfikujemy ekwipunek według potrzeb i zamożności. Wysilić się też trzeba deczko przy bossach, którzy potrafią napsuć krwi i wypada wyuczyć się ich sztuczek. Dla kogo zrobi się zbyt trudno, może nawet i na moment obniżyć poziom trudności, który wzrasta progresywnie, wraz z naszymi postępami w grze, ale swoistą karą za danie sobie forów jest mniej wartościowy loot.

Nie jestem fanem grindu i składania kolejnych kombinacji wyposażenia, żeby po godzinie pocenia się podbić to i owo o jeden czy dwa punkty, stąd więcej radochy sprawiło mi klasyczne, proste drzewko umiejętności, dzięki któremu rozwijamy potencjał bojowy Bartka, oraz zdobywanie umiejętności przypisanych mojej klasie. Najlepsze zachowałem na koniec, choć wybieramy ją już na samym początku. Anomalie, mimo że destrukcyjne, obdarowują naszego bohatera specjalnymi mocami, dlatego wybierzcie rozsądnie, bo aż do końca gry będziecie się bujać z atrybutami wybranymi po, góra, godzince. Sam postawiłem na Niszczyciela, klasę sprawdzającą się doskonale na krótki dystans i powiązaną z żywiołem ziemi, co pozwalało mi na generowanie fal wstrząsowych, stawianie tarcz i tak dalej, ale niejako wymuszało ataki frontalne, za które miałem premię do zdrowia. Bo nie ma tu apteczek czy innych zielonych ziółek, leczymy się, zabijając, co jest zabiegiem dającym mnóstwo uciechy, gdyż nic nie wybija nas z wariackiego tańca śmierci.



Lecz to szalone tango potrafi zmęczyć. Choć rozpisałem się o "Outriders", wyłuskując dobre strony tej gry, to jest to nadal dość generyczna i schematyczna strzelanka, której zewu nie słyszałem, nie ciągnęło mnie do konsoli nic poza obowiązkiem recenzenckim. Gdy już jednak usiadłem z padem, to cisnąłem do oporu. O ile akurat kapryśny serwer akurat mi na to pozwolił.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones